strzega to poważny policeman, i okiem daje mu do zrozumienia, że zamiar jego udać się musi. Na dany sygnał, na sekundę ruch na Ludgate Hill się wstrzymuje, przez tę sekundę nasz interesowany i tłumy inne za nim przedostają się na drugą stronę ruchliwej ulicy, a za chwilę potem potok płynie jak dawniej, procesye ludzi i koni jak dawniej ciągną w stronę placu świętego Pawła. Patrząc na to, widzisz najwyraźniej, że policeman jest najważniejszem kółkiem w tej maszynie, że bez niego wstrzymaćby się ona musiała, lub pogruchotać wszystko, coby stanęło jej na drodze, i z prawdziwym szacunkiem i podziwem patrzysz na tego sprężystego urzędnika porządku, który tu jest pierwszym organem bezpieczeństwa publicznego. Zaiste, Londyn bez policemanów jakżeby smutno wyglądał, i ile to krwawych hekatomb spotykalibyśmy w nim na każdym kroku, gdyby od rana do nocy nie stał on w opiętym ciemnym mundurze, w spuszczonej oryginalnie na brodę czapce, na ulicy, i wytężonym wzrokiem nie patrzał, czy tam kto nie staje się ofiarą własnej nieostrożności lub zaniedbania. I jeżeli pomimo cały piekielny ruch, jaki wszędzie, a zwłaszcza też w City w dzień panuje, stosunkowo jest w Londynie mniej wypadków, niż Paryżu, Wiedniu i Berlinie, to zaiste zasługa to policemana, tego inteligentnego i czujnego stróża, który nie
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —