zostałem. Dlaczego? Oto, bo wszystkie one nie robią wrażenia tego majestatu, jaki mamy u ujścia tej rzeki do morza. Jak wszystko, co się rodzi i rozwija, Clyde'a w tem miejscu jest mała i niepokaźna, i tylko chcąc sobie wynagrodzić swoją mizeryę, jak dziecko nowonarodzone, miota się i szumi, spowita w kamienne powijaki skał piętrzących się nad jej kołyską. Miotaniem się tem jej, są właśnie trzy wodospady, ani straszne, ani zachwycające. Zaledwie wytrysła z podziemnych źródeł, napotyka Clyde'a kamienne schody i skacze po nich gwałtownymi skoki. Ale że schody są niewielkie, przeto i skoki, więcej igraszki dziecinne przypominają i dalekimi są od wywoływania tego efektu, jaki sprawia spadek wody z większej wysokości. Przypomina mi się, kiedy na te wodospady patrzę, groźny Riukanfoss w Norwegii, przed którym stałem kilkanaście lat temu. Ale jakież odmienne wrażenia przepełniały wtedy moją duszę. Tam z wysokości siedmiuset stóp spadała woda szeroką strugą w przepaść, i potargana o skał zręby, w obłoku pjany powracała do góry, wśród huku, nakazującego milczenie całemu stworzeniu, — tu woda również spada i o skały rozpryskuje się również, ale groźnego huku nie dosłyszy najdelikatniejsze ucho, jeno szmer słodki, jakby wartkiego potoku sączącego kryształ wód swoich po zalegającym
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.
— 269 —