w długą wązką szyję. Tracimy przez to, ponieważ dokoła nas widnieje już daleko mniejsze bogactwo wód, ale zyskujemy, gdyż mamy sposobność przyjrzenia się nadbrzeżnym górom z blizka. Góry te ze wschodu i zachodu, rozdzielone dotąd szeroką falistą przestrzenią, zaraz za Luss, podają sobie niemal ręce, a w dali nawet na północy, zlewają się pozornie w jedną olbrzymią massę, choć je w rzeczywistości i tam rozdziela jeszcze wstęga wody, zdaleka przecież wyglądająca na drobny ruczaj, szemrzący spokojnie, jakby u stóp naszego Giewontu, po kamykach.
Pierwszą stacyą, przed którą zatrzymujemy się po opuszczeniu Luss, jest Rowardennan. Stacya to ważna bardzo dla turystów, ztąd bowiem wstępuje się na szczyt Ben-Lomondu, góry najwyższej tu w tych stronach.
Ben-Lomond (ben- po staroszkocku: góra) wznosi się na 3.193 stóp nad poziom morza, ale przystępny jest dla wszystkich, wyjąwszy wtedy, kiedy mgła pokrywa jego stromy wierzchołek. To też wszyscy, którzy rozporządzaj dłuższym czasem, nie pomijają sposobności, aby się na szczyt jego dostać, zwłaszcza też, że komu siły w nogach nie dopisują, ma na swoje posługi wytrawnych przewodników i konie szkockie, owe słynne w tym kraju ponies,
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.
— 283 —