dziesz tunelem długim, brudnym, ciemnym. W wagonie przepełnionym publicznością, świeczka się nieśmiało pali, ale poza okienkiem posępnie i czarno, jak w sumieniu zbrodniarza. Dym cię dławi, w gardle cię węgiel drapie, huk nieznośny rozrywa ci uszy, jesteś pod City, gdzie wytrzymać nie mogłeś i żałujesz żeś się z City wydostał, tu bo pod ziemią, gdzie spokój przecież panować winien, jest jeszcze hałaśniej i nieznośniej... Pociąg mknie z pięć lub ze sześć minut, nagle wpada do nowego murowanego sklepu, do wagonów wlewa ci się nowa masa, popychają cię zewsząd i szturchają, siadają ci niemal na kolanach, i znowu ciemno, brudno, smutno, znowu turkot myśli zebrać ci nie pozwala. I tak dalej i tak dalej, — jedziesz pod ziemią przeszło pół godziny czasu, mijasz stacye przebiegające ci szybko przed oczami, nareszcie napis na ścianie powiada ci, że tu na świat wyjść dopiero możesz. Wychodzisz więc, zmęczony i zły, powiadasz, że w Londynie tylko na powierzchni ziemi spokojnie żyć można, i nagle... ogłuszony zostajesz turkotem i hukiem cabów, furgonów, omnibusów i tramwajów, z którymi się mieszają krzyki policemanów, przekleństwa robotników i śmiechy całych pułków dzieci, spieszących z bonami i niańkami do Regent parku.
Ten zgiełk, huk, szum, ten turkot bezustanny i ogłuszający, ten deptak, w którym ustawi-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —