Masz-bo przed sobą budowle tak dziwaczne, kamienice z przystawkami tak wązkie i wysokie, atmosferę tak odmienną od tej, jaką codziennie oddychasz, że oglądasz się dokoła siebie, i patrzysz, czy ci ludzie, co cię łokciami trącają, w tym wieku co i ty początek swój wzięli, i czy nie są oni przypadkiem duchami tych ludzi, którzy pod wodzą dzielnych swych królów, szli staczać krwawe walki z Anglikami. Jesteś bowiem na uliczce wązkiej, z obu stron zabudowanej niebotycznymi nieledwie domami. Domy te czarne od starości, ciągną się rzędem, niepodobne jedne do drugich, fantazya bowiem tych, którzy je stawiali, niehamowana żadnym stylem, poszła w kierunku urągającym wszelkiej prawidłowości i symetryi. Masz więc tu do wyboru co chcesz: domy z gankami zawieszonymi na wszystkich piętrach nad głowami przechodniów, domy bez ganków, ale za to opatrzone od strony ulicy kamiennymi schodami, domy o oknach tak szerokich jak bramy, i o bramach tak wązkich, jak okna. A pomiędzy nieledwie każdym z nich, ciasne korytarze przeznaczone dla użytku ich mieszkańców, a przy każdym brudne podwórza, zawieszone schnącą bielizną, tak szczupłe, że ledwo obrócić się na nich można, a nad każdym dachy śpiczaste i kominy bezkształtne. Wszystko to ponure i wilgotne, wszystko nie licujące z tem, czem nas najuboż-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
— 61 —