kraju, tu znajdowało swoje poczęcie i ujście. Nagle z wązkich, jak kanał na lagunach Wenecyi uliczki, wydobywa się powoli czarna plama, plama ta rośnie i zmienia się w szereg żołnierzy w wysokich włochatych bermycach, a powietrze rozdziera dźwięk piszczałek. Patrzę, przed sobą mam wojsko szkockie, w ubraniu z czasów Maryi Stuart. Na głowie każdego, olbrzymia czarna czapka, na nogach każdego długie brunatne pończochy, każdy okolony krótką spodnicą, każdy przepasany jaskrawą chustką. W trzech czy czterech pierwszych szeregach stąpają ludzie z piszczałkami u ust, i wydobywają z nich tony, tak dziwaczne, jak ich kostiumy. Wrota domów wszystkich otwierają się wtedy nagle, — nagle na ulicy robi się rojno i tłumno, i w jednej chwili mam odpowiedź na me pytanie, mam obraz High-street z przed lat trzystu. Trzeba było popatrzeć na ten obraz, ale rozwiał się on wkrótce jak mgła. Wojsko przeszło, piszczałki zamilkły, tłum kobiet i dzieci utonął w czeluściach czarnych kamienic, i znowu zrobiło się cicho i głucho, i znowu słyszałem nieledwie uderzenie mojego pulsu. Historyczne wspomnienie, wywołane widokiem ubiorów historycznych, obudziło na chwilę z letargu tę ulicę, ożywiło martwe niemal mieszkańców jej twarze, — rzeczywistość dzisiejsza wyniosła się ztąd bezpowrotnie i pozostawiła jej w spuści-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —