przekonywają o tem, że nim do tej spokojnej świątyni się dostały, były świadkami zamieszania i burzy, walały się w błocie i krwi ludzkiej. Dziś każdy Szkot, gdy przyjdzie tu w Niedzielę obcować z Bogiem, z dumą patrzy na te trofea, przypominające mu niebezpieczeństwa jego kraju, i modli się w pokorze ducha, aby, gdy podobne im znowu się kiedy na Szkocyą zwalą, — na błoniach starego i nowego świata, znowu zagrzmiała sława męztwa, dzielnych obrońców jego pięknej ojczyzny.
Oglądałem szczegółowo kościół St. Giles, po nabożeństwie w Niedzielę. Tłumy ludu śpiewające pobożnie psalmy, potokiem wylewały się z świątyni, gdzieniegdzie tylko snuły się gromadki kobiet i dzieci przyglądających się uważnie szczegółom wewnętrznego jej urządzenia. Nagle widzę, że ku zawieszonym u góry chorągwiom podchodzi kilkunastu małych chłopców, a najstarszy z pomiędzy nich, wysuwa się naprzód, i z żywym giestem coś towarzyszom swoim opowiada. Podsuwam się nieznacznie ku gromadce i słyszę co? Nie mniej, nie więcej, tylko opowieść bitwy pod Waterloo, której wspomnienie, widok tej oto szarej bandery, na pamięć malcom przywiódł. Chłopiec mówił długo, opisywał, coby się było stało z ich ojczyzną, gdyby Napoleon odniósł był tam wtedy zwycięztwo i z dumą utrzymywał, że Anglicy sami
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —