wprawdzie cech opuszczenia na sobie, jak inne ruiny nie noszą, ale też i uroku opuszczonych ruin zupełnie są pozbawione. Wyobraźmy sobie wysoką górę, wierzchołkiem przerastającą wieżyce najwyższego kościoła, górę, przy której największe domy wydają się jak dziecinne budowle z kart, zabudujmy tę górę nieforemnym czworobokiem zbitych murów i okrągłą basztą niezręcznie przylepioną do ich olbrzymiego cielska, a będziemy mieli obraz zamku z odległości; — ale rozprowadźmy te mury po szerokiej przestrzeni, ukażmy pomiędzy nimi miejsca luźne i niepowiązane z sobą, zróbmy w tem miejscu obszerny wyłom, a w tamtem nasuńmy przed oczy widzowi szereg zniszczonych już zębem czasu ścian, a stworzymy sobie pojęcie zamku zblizka. Stylu niema żadnego, wieża nigdzie myśli twojej na wyżyny z tego padołu, na którym stoisz, nie podnosi, szczęśliwszy architekturalny pomysł nigdzie dłużej nie uwięzi twego oka, — widzisz, że masz przed sobą obronną średniowieczną fortecę i jak w fortecy, nic cię tu dłużej zająć nie może. Istotnie, zamek ten był przez cały czas fortecą, wielkim arsenałem wojennym Szkocyi, broniącym jej od potężnych wrogów i jeżeli gdzie, to tu, historya tego kraju zapisała najkrwawsze karty.
Dziejopisowie opowiadają, że w tem miejscu stała już obronna baszta, zanim promienie
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —