Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

ODCHODZĄCYM



Jak z domu goście wieczorem,
Ostatnie wypiwszy zdrowie,
Odchodzą jeden po drugim
Najstarsi moi druhowie.

Napróżno chcę ich zatrzymać
W cieple mojego poddasza,
Bo ktoś odemnie ważniejszy
Na drugi brzeg ich zaprasza.

Napróżno z pełnym kielichem
Wychodzę z nimi do sieni —
Za progiem nocy znikają
Gromadą milczących cieni.

Usiadłem za pustym stołem,
Sercem wtopiłem się w ciszę —
I jeszcze widzę ich uśmiech
I jeszcze ich głosy słyszę.

I pytam nocy, patrzącej
W mą duszę złemi oczyma,
Czy niema dla nich powrotu?
A echo powiada: niema!

W krainę śmierci milczącą,
Ostatnie wypiwszy zdrowie,
Odchodzą jeden po drugim
Najstarsi moi druhowie.