Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

Po szyji pnę się ku podbródka łące
I ku jej ustom zdążam bez pośpiechu.
Tu owiewają mię wiatry gorące,
Zmysły mi mąci tajfun jej oddechu,
A więc w różowej, cichej grocie ucha
Czekam, aż przejdzie straszna zawierucha.

A kiedy wreszcie strudzon i znużony
Pragnę się ukryć w włosów gęstym borze,
Zwolna podnoszą się jej rzęs zasłony
I w otwartego jej oka jeziorze
Widzę, jakgdyby na fali błękicie,
Mojej maleńkiej postaci odbicie.