Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

NOC LETNIA



Noc letnia duszna, ociężała, parna,
Najlżejszy powiew liści drzew nie trąca.
Gwiazdy, rozsiane jak złociste ziarna,
Gasną, jakgdyby omdlałe z gorąca.

Ogromny księżyc jak przekrwione oko
Z za horyzontu zwolna się wyłania.
Świat cały zasnął twardo i głęboko
Pod niebem ciężkiem, jak stalowa bania.
 
Psy tylko nie śpią — najpierw gdzieś z daleka
Wrzasnęło w ciszy jakieś psisko duże,
A już za chwilę ujada i szczeka
Każda ulica i każde podwórze.

Stare brytany ujadają basem,
Drą się dyszkantem małe podłe pieski
I napełniają ulice hałasem,
Skacząc z wściekłością na parkanów deski.

A gdy już księżyc jest na nieba szczycie,
Cały ten koncert warczeń i ujadań
Zmienia się w długie, przeraźliwe wycie,
W którem jest rozpacz, lęk i nuta biadań.