POSUCHA
Skoro posuchy spadnie skwar gorący
I na roślinach wyschnie rosa łez,
Wiersz mój się staje sam przez się syczący
Jak pieśń śpiewana na spółgłosce „s“.
Słońce ssie ziemię spękaną i suchą,
Sypiąc swój sypki bezszelesny żar.
Świat spopielały, spalony posuchą,
Szaleństwo słońca, spiekota i skwar.
Uschnięte liście spadają z szelestem
Suchym i szklanym, jak gdyby ze szkła —
Wśród pajęczyny szarej pod agrestem
Śpi pająk, skonu wyczekuje dnia.
Schnie stara beczka wyschnięta i pusta.
Skrzypi w niej tęskny za deszczówką dreszcz —
Szypułki kwiatów jak spieczone usta
Seplenią prośbę o szumiący deszcz.
A gdy wśród świerszczów syczącej szarańczy
Gacki bez szmeru suną ze swych gniazd,
Na nieboskłonie barwy pomarańczy
Cisza zapala sto złocistych gwiazd.
Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.