AS
W pobliżu pieca, przy węglowych pudłach
Zwinięty w kłębek śpi na przednich łapach,
Zawsze tak brudny, jakby w swoich kudłach
Nosił brud wszystkich podwórz i ich zapach.
Czasem tak wzdycha przez sen jako starce
I wsiąka znowu w mroki szarą plamą...
Zapewne śnią mu się cudowne marce
I psie wesela w ogrodzie za bramą.
Hej! niegdyś pachły mu miłości czary,
I kładł we walce silniejszego gracza,
Dzisiaj nie pies to, lecz filozof stary:
Wszystko rozumie i wszystko przebacza.
Zagwiżdż, a As się zbliża pocichutku
I patrzy w ciebie dziwnemi oczyma,
W których się kryje taka bezdeń smutku,
Że człowiek tego wzroku nie wytrzyma.
Wiem... stary jesteś i brudny okropnie,
Twój zapach dziurę nam w nosie wywierca —
Takiego pieska każdy chętniej kopnie,
Niźli przyciśnie raz jeden do serca.
Nie martw się Asie i wstrzymaj łzy głupie,
Które ci płyną z pod zakisłych powiek —
Zawsze cię psino od hycla wykupię,
Bo jesteś lepszy i milszy niż człowiek.
Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.