Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

LEKARZ



Gdy już zgłębiłem źródło wszystkich mąk,
Które wplatają świat w boleści koło,
Będę uzdrawiał was kładzeniem rąk,
Jako nakazał Chrystus Apostołom.
 
I poprowadzę was przez ciemną noc
W cichą krainę, gdzie niema cierpienia,
Tylko uwierzcie, że mam w sobie moc,
Co się przez ręce moje wypromienia.

Tylko uwierzcie z całej duszy wprzód,
Że was nie zwodzę kuglarską zabawą,
Że to co czynię, to nie żaden cud,
Ale odwieczne wszechistnienia prawo.

Matka, gdy kładzie dobrą białą dłoń
Na swego dziecka rozpalonem czółku,
Tym samym gestem nie dopuszcza doń
Śmierci, czającej się w czarnym zaułku.

Są ręce, które goją rany drzew,
Przydają kwiatom koloru i woni
A więdnie róża i usycha krzew,
Skoro nie czują kochającej dłoni.

Tylko tą jedną tajemnicę znać
A ludzie żyliby jakgdyby w niebie:
Wszystko co dobre z siebie drugim dać,
Co złe i boli drugich — przyjąć w siebie.