ALEJA DUMAŃ
Mam park a w parku aleję lipową
Prostą i długą coś na dwieście kroków,
Zkąd widać ścianę lesistą Trzech Koron
I hale śpiące pośród górskich stoków.
Nad głową niebo błękitne jak bajka
Lub Rafaela słodkie malowidło,
A przez to niebo płynie srebrny obłok,
Jak Archanioła zagubione skrzydło.
Pół mej aleji słońce wzięło w jassyr,
Drugą połowę roztańczone cienie.
Tu lubię skryć się i tutaj codziennie
Odbywam długą swą podróż w marzenie.
Granicą między fioletowym cieniem
A roziskrzonem i słonecznem złotem
Idę wędrowiec szlakiem swoich myśli
Z końca do końca, i tam i z powrotem.
Nieświadom czasu, nieświadom przestrzeni
Przemierzam mile wśród nawrotów wielu,
Choć wiem, że nic mię nie czeka przy końcu,
Że to jest podróż bez kresu, bez celu.
Lecz się nie czuję w tej drodze samotny,
Bo gdy przed słońcem przymknę swoje oczy,
Słyszę jak przy mnie po skrzypiącym żwirze
Ktoś bardzo bliski równym krokiem kroczy.
Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.