Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

WYŁADOWANIE



Tylko nie mówcie mi o życiu szarem
W tej mego życia najwyższej godzinie.
Szalony jestem dzisiaj sił nadmiarem.
Gdzie go podzieję? co ja z nim uczynię?

Niechaj się złoci mej duszy południe!
Do nocy jeszcze daleko, daleko...
Zamącę wody, co leniwie cieką,
Wzruszę aż do dna ciche, martwe studnie.

A potem nagi wytarzam się w trawie
Niby w ros pełnej szmaragdowej misie.
Niech ludzie, widząc jak me ciało skrzy się,
Wiedzą, że ja się — duch swobodny — bawię.

Graj mi szumiący, rozhukany borze!
Niechaj wraz ze mną tańczą skały, lasy...
Z potężnym wichrem wezmę się w zapasy
A blady księżyc zatopię w jeziorze.

A kiedy górnych przestrzeni zapragnę,
Albo uciesznej, rozpętanej jazdy,
Czuby dwóch sosen aż do ziemi nagnę
I wściekłym rzutem wzlecę między gwiazdy.