Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

WIZYTA



Marzy mi się czasem w snach
Stary dwór, widziany gdzieś...
Ja — gospodarz stoję w drzwiach —
W śniegach śpi przedemną wieś.

A przez wieś się droga skrzy,
Niby brylantowy pas,
Aż tam gdzie z miesięcznej mgły
Czarny się wyłania las.

Stoję i wytężam słuch...
Cisza — usnął wiatru wiew.
Nagle w lesie jakiś ruch
Pośród ośnieżonych drzew.

Nagle lasem wstrząsnął dreszcz,
Jakiś dźwięk w gałęzie wpadł
I na ziemię spływa deszcz,
Sypie się śniegowy kwiat.

I wyłania czarny bór
Słodką tajemnicę swą:
Białą drogą, wprost na dwór,
Rozdzwonione sanki mkną.

Cała ziemia dzwoni w krąg,
Szczęście srebrnych dzwonków gra —
Już wyciągam dwoje rąk
Do tej, która przybyć ma.