Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

ZBRODNIE LETNIEGO WIECZORU



Gdy zaróżowi się niebo zachodnie
I cały ogród cichy jest ogromnie,
Spostrzegam nieraz, że blisko koło mnie
Straszne w tej ciszy spełniają się zbrodnie.

W górze, skąd patrzą się oczy aniołów,
Wśród drzew ogrodu i przy ziemi nisko
Trwa jeszcze ciągle wielkie żerowisko,
Walka, zatrata, żywych istot połów.

I choć z cudnego w barwach nieboskłonu
Jakowaś dobroć wieczorowa spływa,
W moim ogrodzie trwa kośba straszliwa
I nikt drugiemu nie daje pardonu.

Na ciałach muszek żerują pająki
W oczkach swych sieci — lot czarnej jaskółki
W cichem powietrzu, jest grobem dla pszczółki,
Która spóźniona wraca z wonnej łąki.

Ropucha z wiecznie otworzoną paszczą,
Z rojem komarów ma sprawki nieczyste,
Mrówki zagryzły pełzającą glistę
I do mrowiska mozolnie ją taszczą.

Jastrząb kołuje nad stadem gołębi,
Na ćmę nietoperz bezszelestny chyha —
Chwila wieczoru jest dobra i cicha,
A tyle zbrodni kryje w swojej głębi.