Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

MOWA RĄK



Wraz z tobą czemuż odeszły odemnie
Twoich rąk białe i ciche lilije,
Przez których ciepło czułem potajemnie,
Że twoje serce tylko dla mnie bije?

Gdy przy spotkaniu spoczęły w mej dłoni
Ufne, radosne i oddaniem ciche,
Świat dookoła był pełen harmonji,
Jakby ucichło to co złe i liche.

Nieraz mówiły mi te mądre ręce,
Że nigdy szczęścia nie doznamy pełni,
Że się spalamy jeno w cichej męce
Tęsknoty, która nigdy się nie spełni.

Że choć jesteśmy jako świateł dwoje,
Które ku sobie lecą z mrocznej dali,
Życie rzuciło między nas oboje
Potężne mury, których nic nie zwali.

A gdy te ręce, których ciepło pieści,
W chwili żegnania dotknęły mię skrycie,
Były tak zimne, zwiędłe i bez treści,
Jak kwiat, z którego uleciało życie.