Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

CHWILA



Dzień mych imienin... pięćdziesiąt trzy razy
Już go święciłem — hej! jak czas ucieka.
Życie me było tak jak górska rzeka,
Która na drodze swej ma same głazy.

Lecz je mijało swoją falą śliską
W szaleństwie pędu wieczyście niesytem.
Dziś już spokojnem toczy się korytem,
Jak gdyby wiedząc, że kres — morze blisko.

Więc nim się w jego wieczności rozpłynę
O swoim własnym zapomniawszy bycie,
Chciałbym rozstrzępić na złociste nicie
Każdą żywota mojego godzinę.

I związać niemi serca wiecznie głodne
Zemsty, zawiści, złości i uniesień,
Aby się stały jako polska jesień
Takie przeczyste i takie pogodne.

I ludziom ciężar zdjąć, co piersi tłoczy
I najżarliwszą ich spełnić tęsknotę
I być tak dobry jak to słońce złote,
Które całuje teraz moje oczy.