Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

NASTRÓJ



Nad górą słońce pali się gorące...
Będzie pogodny i upalny dzień.
Kopice siana na skoszonej łące
Rzucają długi, granatowy cień.

Są one niby zegary słoneczne,
Ale nie czytam na nich pory dnia,
Bo wszystko wokół mnie jest jakieś wieczne,
Jakieś bez miary i jakieś bez dna.

I owa wila nad jarem wisząca
I las i łąka i ziół polnych woń,
I droga znikąd do nikąd wiodąca,
Tam, gdzie się z ziemią styka nieba toń.

I strumień, który swym szklanym szelestem
Nieskończoności pieśń dzwoni i gra
I ja sam wkońcu, który już nie jestem,
Bom we wszechświecie zgubił własne ja.