Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

WIECZOREM



Lubię wieczorem usiąść pod jabłonią,
Przy beczce wody w gęstwinie paproci,
Nad którą roje pszczół spragnionych dzwonią,
Niosąc do ula kropelki wilgoci.

Na tafli wodnej świateł grają tęcze
I drzemie niebo, blade jak gobelin —
Pszczoły obsiadły beczułki obręcze
I piją wodę, płynącą ze szczelin.

Słyszę, jak kropla cichutko się sączy
Przez starej beczki pory i pęknięcia.
Jest taka chwila, która wszystko łączy:
Kwiaty w ogrodzie padły w swe objęcia.

Wietrzyk wieczorny tak jak pies na łapach
Przypadł do ziemi pod murem ogrodu,
Z rozgrzanych uli bije słodki zapach
Plastrów, nabrzmiałych od złotego miodu.

Z chmury wiszącej na niebios sklepieniu
Wsparte na piąstkach patrzą się anioły —
Niebo i ziemia słuchają w skupieniu,
Jak piją wodę umęczone pszczoły.