Strona:Omyłka.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

— «Gdy szepniesz: Syn już nie wróci...» — powtórzyła pani majorowa drżącym głosem. — Ślicznie! ślicznie! — wołała staruszka.
Po tej pieśni panny zgiełkliwie domagały się, ażeby śpiewał: «Leci liście[1] z drzewa...»
Pan kasjer uderzył kilka nowych tonów na gitarze, znowu odchrząknął i śpiewał nieco zniżonym głosem:

Lecą liście z drzewa, (ciszej) co tam rosły wolne,
Na mogile śpiewa jakieś ptaszę polne:
Nie było, nie było (ciszej) Matko, szczęścia w tobie,
Wszystko się zmieniło, a twe dzieci w grobie[2].

W pokoju było cicho, jak w kościele, tylko pani majorowa szlochała. Nagle pan burmistrz schwycił się za głowę.
— Za pozwoleniem! Wyjrzyjno, panie sekretarzu, na dziedziniec, czy czasem ten... nie podsłuchuje pod oknem...

Sekretarz wybiegł, a obecni coś szeptali między sobą. Na dziedzińcu nie było nikogo.

  1. Liście, a, l. m. liścia (— l. m. od liść);
  2. początek wiersza Wincentego Pola p. t. «Śpiew z mogiły» (Pieśni Janusza), lecz nieco zmieniony. Powinien on brzmieć tak:

    Leci liście z drzewa,
    Co wyrosło wolne;
    Z nad mogiły śpiewa
    Jakieś ptaszę polne.

    Nie było — nie było,
    Polsko, dobra tobie.
    Wszystko się prześniło,
    A twe dzieci w grobie.