sałyk[1] jak wasz kasjer, wygrzewał się tu u wszystkich pieców, kiedy inni giną?...
— Ma rację — wtrąciła majorowa. — Mój Boże! Taki czerstwy mężczyzna...
— Dajcie pokój kasjerowi — odezwał się pan burmistrz. — On pójdzie, on nie wytrzyma, ale jako człowiek punktualny, musi pierwej odrobić biurowe zaległości.
Lecz było już za późno, bo panny naradzały się w kącie i, ilem zmiarkował, coś przeciw kasjerowi wymyśliły.
Od tej pory pan kasjer stał się prawdziwym męczennikiem. Każda panna, którą spotkał, zapytywała go:
— Pan jeszcze tutaj?
A prócz tego co kilka dni posyłały mu zajęczą skórkę albo kądziel.
Po każdym takim prezencie pan kasjer przybiegał do nas, siadał naprzeciw lustra i, poprawiając wysoki kołnierzyk, narzekał przed mamą:
— Głupie te panny i fałszywe — mówił. — Niby to chcą, żebym wyszedł, a każda aż piszczy, ażebym się z nią ożenił. Płaczą, że brakuje kawalerów, a i tego chcą się pozbyć, który został. No, ale im pokażę! — dodał z westchnieniem. — Już obstalowałem długie buty...
Istotnie w kilka dni zaczął pan kasjer składać wizyty w butach, które sięgały mu wyżej kolan.
- ↑ Basałyk (z tureckiego) — oznacza bicz z kulą ołowianą na końcu; w znaczeniu przenośnem basałyk — drągal, dryblas, próżniak, bałwan, człowiek gnuśny.