Strona:Omyłka.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

Napomykał przytem, że może wypadnie mu opuścić miasto, i prosił każdej z panien na osobności, ażeby czasami pomodliła się na jego grobie. Następnie opowiadał mamie, że każda miała łzy w oczach, co sparaliżowało jego wojownicze zamiary.
Więc został. A panny znowu poczęły dziwić się, że jeszcze jest tutaj, i nadsyłać mu kądziel i zajęcze skórki przez rozmaitych posłańców. Doszło do tego, że pan kasjer pobił raz żydka, który mu odnosił starannie zawiniętą kamizelkę, myśląc, że Żyd należy do spisku i że mu chce doręczyć jaki kompromitujący upominek. Nareszcie, pokłóciwszy się ze wszystkiemi pannami, kasjer sprowadził sobie podróżną torbę, wziął urlop na 28 dni i wyjechał. W ciągu zaś tygodnia moja mama, pan burmistrz i pani majorowa odebrali bezimienne listy, donoszące, że zginął w bitwie.
Pan burmistrz przybiegł do nas mocno zirytowany[1].
— Wyobraź sobie pani — zginął!... — mówił do mamy — zginął... taki punktualny urzędnik! Oto są skutki babskich agitacyj![2]. Gnębiły go, nękały, aż poszedł i w tej chwili dostał w łeb... Trzebaby może sprawić nabożeństwo żałobne, czy kiego djabła?...

— Nie godzi się tak mówić — zaoponowała moja matka. — Bohaterem, coprawda, nie był on nigdy, ale kiedy go już Bóg powołał, trzeba zmówić wieczny odpoczynek, a nie sadzić djabłami.

  1. Zirytowany (z franc.) — rozgniewany;
  2. por. str. 26 u. 2.