pani wyobrazi, wstaję rano, chcę słudze dać pieniądze na bułki, otwieram portmonetkę i — w pierwszej przegrodzie, wie pani, co znajduję?... Moją nominację!... O tę samą!...
Istotnie trzymał w ręku niebieski papierek.
— Struchlałem — prawił — pot mnie oblał. Boże, gdyby tak w nocy zrobili rewizję!... Ale czy wie pani, co połknąłem zamiast nieszczęśliwego dokumentu?...
Spoglądał kolejno na mamę i na mnie.
— Połknąłem... papierek trzyrublowy!... Połknąłem ostatnie trzy ruble, które mi były bardzo potrzebne, a zostawiłem nominację, która mogła mnie zgubić!... Trzeba było tylko rewizji, nic więcej. Niebezpieczeństwo stało za oknem, otarło się o mnie... Przez pół godziny byłem nad grobem!...
Myślałem, że pan kasjer zemdleje z żalu nad swojem możliwem nieszczęściem, i nie wiem dlaczego żałowałem, że nie połknął swojej nominacji.
— Także zdarzenie! — odezwała się mama.
— Więc i pani mówi o tem tak spokojnie? — zdziwił się kasjer.
— Nic przecież nie stało się panu.
— Ale mogło... mogło się stać! — zawołał.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz potrząsnął głową. Następnie zaprowadził mamę do pieca i szepnął kilka wyrazów. Zdaje się, że mówił o połkniętych trzech rublach i że nawet w tym interesie wyszedł z mamą do drugiego pokoju na poufniejszą rozmowę.
W południe ukazał się pan Dobrzański. Mama wybiegła do niego.
Strona:Omyłka.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.