Strona:Omyłka.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oho! — odparł, zacinając się. — Poszedł stary... poszedł na dyndus!...[1]
I obtarł czerwone oczy wielkiemi, brudnemi pięściami.
— Widzi pani ten stryk?... — dodał, wskazując kawałek powroza, zwieszający się z gałęzi.
Matka ze zgrozą odwróciła oczy i usiadła na kamieniu. Odpocząwszy długą chwilę, spytała:
— Gdzież jest?...
— Stary? — rzekł chłopak. — Stary leży w izbie. Zdjąłem go ładnie, zaniosłem, jak się patrzy...
— Dosyć!... — przerwała matka i poczęła z trudnością wstępować na wzgórze.
Od tej pory, kiedym ją zbliska widział, chata skurczyła się jeszcze bardziej i zapadła w ziemię. Słomiany daszek zgnił, drzwi [2] się tylko jednej zawiasy, ściany były pełne szpar.
Mama zatrzymała się u progu. Na twarzy jej ukazał się wyraz takiego żalu i trwogi, że byłem pewny, iż ucieknie, nie zajrzawszy do wnętrza chaty. Wnet jednak przemogła się, i weszliśmy.
Na klepisku w sionce połyskiwała kałuża ciemnej wody. Chłopiec stanął przy drzwiach na lewo i otworzył je z ciężkim zgrzytem.
Przy skąpem świetle, które zaglądało tu przez kilka szybek, zobaczyłem nędzną izdebkę z walącym się piecem. Był w niej pień, ława, stół, ze zmurszałych desek i napozór — nic więcej.

Chłop, milcząc, wskazał ręką w kąt, gdzie na ziemi leżał jakiś długi, szary przedmiot.

  1. Poszedł na dyndus (dyndać — wisieć) — został powieszony, wisi.
  2. Przypis własny Wikiźródeł tekst niewidoczny, prawdopodobnie — oberwane trzymały