Strona:Opętana przez djabła.djvu/102

Ta strona została przepisana.

w Nowej Wsi! Sami dorożkarze kosztowaliby mnie ze dwa ruble!
— Więc... jakże pan się urządza?
— Jakto jak? Sam! Dla nich to przecież lepiej! Tak czy owak, reklama! Ja swoje spełniłem... Dziękuję panu za ostrygi. Chce pan, to jeszcze co sfabrykujemy?
— Nie, dziękuję panu... Ale powiedzno pan — zagadnąłem — czy z rzeczywistymi wypadkami pan taksamo postępuje?...
— Nie. Tam trzeba być osobiście, Pan teraz wolny?
— Owszem, bo co?
— Właśnie pewien „człowieczek“ zastrzelił się... Mam pojechać sprawdzić... Czy nie raczyłby pan ze mną?
— Hm... I owszem.
Pojechaliśmy.
„Człowieczek“, który palnął sobie w łeb, leżał na stole, ale ja zainteresowałem się nie nim, lecż różowym młodym człowiekiem.
— Ach, to pani, witam panią... Pozwoli pani przedstawić się: jestem współpracownikiem dzienników petersburskich. A ten pan, to mój znajomy. Bardzo mi przyjemnie! Jak się pani powodzi?
Kobieta wyjęła chustkę z kieszeni i odwróciwszy się, wyszeptała:
— Jak pan widzi... Jedyny syn był. Wszystkie moje nadzieje! Nie wytrzymało młode serce.

102