Strona:Opętana przez djabła.djvu/111

Ta strona została przepisana.

— Śmiertelny! — rzekł dumnie siódmy, przystrojony w kwiaty narcyzu. — Szczęście — w niebycie!
— Uciąć mu głowę! — rzekł posępnie władca.
— O Królu, Królu! Ulituj się... — jęknął skazaniec bledszy niźli najbielszy listek narcyzu... — Ja nie to chciałem powiedzieć...
Ale władca skinął ręką rozkazująco, ziewnął i rzekł spokojnie:
— Weźcie go.. Uciąć mu głowę! Słowo królewskie jest twarde, jak agat.
Przyszli jeszcze inni. Jeden z nich rzekł tylko dwa słowa:
— Miłość kobiety!
— Dobrze — zgodził się król — dajcie mu tysiąc najpiękniejszych niewiast i dziewic tej ziemi. Ale dajcie mu jednocześnie czarę z trucizną. A kiedy nadejdzie chwila — powiedzcie mi, abym poszedł popatrzyć na jego trupa!
A inny rzekł:
— Szczęście polega na tem, aby każde moje pragnienie spełnione zostało natychmiast.
— A czegóż ty teraz pragniesz? — zapytał chytrze król.
— Ja?...
— Tak, ty.
— Królu... pytanie przyszło zbyt dla mnie niespodzianie.
— Zakopcie go żywego do ziemi... Ach, więc jeszcze jeden mędrzec? No dobrze. Przybliż

111