nikował na wstępie: „teraz nie można, bo z jakąś panną zajęty“...
Nora. chwiejąc się, poszła na górę, i snadź instynktem wiedziona, zatrzymała się przed drzwiami tego samego gabinetu, gdzie rok temu była poraz pierwszy z Monettim. Tak, on był tu: poznała odrazu ten głos „przesyconej znakomitości, niekiedy przerywany wyuzdanym śmiechem rudej angielki. Szybko weszła za drzwi...
Ujrzała ponsowe obicia, jaskrawe światło dwóch kandelabrów, blask kryształów, na stole góra owoców i butelki w srebrnej wazie. Menotti leżał bez surduta na kanapie, a panna Wilson z rozpiętym gorsetem... Poczuła zapach perfum, wina, cygar, i pudru. Wszystko to oszołomiło ją naraz: potem rzuciła się na Wilson i kilka razy uderzyła ją pięścią w twarz. Ta zapiszczała rzuciła się — i zaczęła się obustronna walka...
Gdy Menottiemu z trudem udało się rozłączyć obie kobiety, Nora padła przed nim na kolana i całując mu buty, z obłędną namiętnością błagała go, by wrócił do niej. Wtedy Menotti, z siłą odepchnął ją od siebie i mocno zdławiwszy za szyje palcami, rzekł:
— Jeżeli mi natychmiast nie wyjdziesz, to cię każę lokajom stąd za drzwi wyrzucić!
Nora wstała i chwiejąc się, szepnęła:
— A — a! W takim razie... w takim razie...
Spojrzenie jej padło w otwarte okno. Szybko i lekko, jako długoletnia woltyżerka, wskoczyła
Strona:Opętana przez djabła.djvu/120
Ta strona została przepisana.
120