Kochanka jego była kobietą kształtną i giętką, o długich nogach i wąskiej talji. Jej kapelusz prawie zupełnie leżał na jego ramieniu.
Mówili o harmonji w naturze o wielkiej krasie życia; mówili o swej miłości. Naraz zatrzymali się; kobieta uczyniła to, by poprawić kapelusz i wówczas zamienili się pocałunkiem, długim 1 namiętnym... Poczem znowu poszli po wilgotnej dróżce...
Z lasu doleciał śpiew jakiegoś ptaka. Ona rzekła, że jest to słowik, on zgodził się z tem. Zakochani we wszystkiem zgadzają się...
Mówili teraz o chwalebnych hymnach ptaków i zazdrościli tym małym, opierzonym stworzeniom ich życia pięknego na szczytach drzew... Ot, zakochani!
Mówili o szczęśliwości ptaków i o łasce miłości. Któż z nas jej nie zna?
Był cudny, letni wieczór, z miękkiem powietrzem, — świeżem, jak pocałunek ust gorących. Zatrzymali się i spojrzeli na biały domek. Wydało im się, że jest on tak poetycznie, tak pięknie położony na tle tej dziwnej przyrody. Jego biały wygląd nadawał mu jeszcze więcej czasu, czynił go bajecznym i pociągającym...
Mówili teraz o tem, jak błogo jest tu — prawdopodobnie — mieszkać, jak tu pogodnie i spokojnie; zdala od walk i trosk życiowych; chwalili szczęście spokojnych mieszkańców tego domku i marzyli o stworzeniu tu gniazdka dla swej miłości.
Strona:Opętana przez djabła.djvu/14
Ta strona została przepisana.
41