Czarowność tego małego domku biegła za nimi daleko, to też obracali się co chwila dopóty, dopóki mogli byli widzieć z za drzew i krzaków miękki, łagodny blask okien.
Ujrzeli naraz starą, zgarbiona kobietę z workiem na plecach. Popatrzyli na nią wzrokiem łagodnym; i orzekli, że jest to, prawdopodobnie, właścicielka tej małej, rozkosznej chatki... A kiedy przechodzili koło niej, to oboje równocześnie, bez żadnej zmowy, powiedzieli jej głosem serdecznym: „dobry wieczór“!
Zatrzymali się, aby popatrzeć za odchodzącą i przytulili się jedno do drugiego, poczem zaczęli mówić o tem, z jaką radością, prawdopodobnie, powitają dzieci tę starowinę, gdy przyjdzie do domu i jak potem wszyscy zgromadzą się przy stole, przy wspólnej kolacji...
Mówili także o tem, z jakiem zadowoleniem zgodziliby się siedzieć razem z nimi i rozkoszować się szczęściem, — mimo, że są niewymownie uradowani tem, iż są razem...
Poszli dalej w kierunku lasu.
Koło parkanu stało dwoje dzieci: chłopczyk i dziewczynka, naprzeciwko siebie. Dzieci mogły mieć najwyżej po 6 do 7 lat. Objęły się nawzajem za szyję, a twarze ich zlały się, zda się w jedno...
Zakochani popatrzyli z uśmiechem na siebie i pomyśleli wówczas, że te całujące się dzieci wyglądają na wcielenie poezji wieczoru letniego.
Strona:Opętana przez djabła.djvu/15
Ta strona została przepisana.
15