Strona:Opętana przez djabła.djvu/20

Ta strona została przepisana.

— Panno Krogh!
— Paneś — osobnik nadzwyczaj mi niesympatyczny!
— Z żalem wyznaję, że nie mogę pani zrewanżować się tem samem za jej uprzejmość. Przeciwnie, uważam, że jest pani czarującą.
— Czy pan wie, co w panu jest najbardziej oburzającego?
— Nie, nigdym dotąd nie zastanawiał się nad tem.
Pan myśli jedno, a mówi drugie. Paneś jednaki w traktowaniu wszystkich pań: jednako pochlebny, jednako uśmiechający się i... nieznośny.
— Dlaczegożbym nie miał się uśmiechać?
— Owszem — ale niech to będzie szczere.
— A czy teraz mogę się uśmiechnąć?
— Bądź pan gentelmanem, panie Birker, i usiądź pan. Tu obok mnie jest jeszcze trochę miejsca.
— Siedzimy teraz, niby dwie zaręczone kury na jednej grzędzie. Czy mogę panią prosić o wachlarz?
— Panie Birker, czy nie mógłby pan choć przez kilka minut pomówić ze mną poważnie?
— Więc odważyła się pani aż na tak nieprzyjemny krok? No, no...
— Nie, ja nie mogę mówić z panem poważnie. — Wynoś się pan!
— Nie mogę... Jestem przykuty do ławy skazańców...

20