Strona:Opętana przez djabła.djvu/30

Ta strona została przepisana.

— Hm... No, tak. Trochę można...
— Aha! Mówiłem. Kiedyś, to dwa pudy pod nosiłem. A czy da pan wiarę, że u nas w Rostowie, w porcie, to był jeden tragarz, który robił rzeczy wprost nieprawdopodobne. Weźmie bywało, dwadzieścia pudów w jedną rękę i biega po podwórku...
Champion westchnął i zapytał głosem znużonym:
— Tak? A gdzież on teraz?
— Nie wiem. I jeszcze jedno. U nas, na stacji w Rostowie, to był, proszę pana, jeden spinacz wagonów taki silny, że jak wziął za oś — to cały wagon podniósł. Taki to żeby miał się z kim zmagać, toby dopiero cudów dokazał...
Rozmowa wyczerpała się. Nastało długie milczenie.
Towarzyski jegomość znowu wyjął chusteczkę, otarł czoło i nucąc pod nosem jakąś piosnkę, zapytał:
— A gdzie teraz Lurich?
— W Warszawie.
— A Pytlasiński?
— Zagranicą.
— Hm... A czy to trudno wałczyć na pasy?
— Jak komu, proszę pana. Wszystko od wprawy zależy.
— A czy wie pan, że u mego ojca był subjekt w sklepie, który wszystkich wyzywał do walki — i wszyscy się go bali. Raz zrobił z tego powodu

30