Strona:Opętana przez djabła.djvu/38

Ta strona została przepisana.

— Jakżesz panie... taka strata... Rozumiemy przecież...
— Więc czego wam trzeba?
— Pozwoli pan przysłać naszego agenta?
— Ależ proszę! Jeżeli, naturalnie, niema on czego lepszego do roboty, a ma godzinę wolnego czasu...
— Ależ naturalnie! Hasłem naszem: wszystko dla klijentów!
— Prześliczne hasło.
— Kto miał z nami raz choćby do czynienia, ten nazawsze pozostanie naszym klijentem...
— Rzecz prosta — zgodziłem się. Myślę, że i ja nie uniknę swego losu.
— Co pan mówi?
— Mówię: do widzenia.

∗             ∗

Wesoły jegomość przyszedł.
Agenta biur pogrzebowych można odróżnić od zwykłego człowieka z tyłu; z przodu ma on takiż sam wygląd, jak każdy inny człowiek.
Ale jeżeli zajdziecie mu z tyłu — to odrazu rzuci się wam w oczy charakterystyczna cecha agenta pogrzebowego: oto metalowa sprzączka czarnego krawata zawsze wystaje z pod kołnierza surduta na cal wyżej, niżby tego sobie życzyć należało...
Niekiedy zdarza się, że żona takiego agenta, albo jego przyjaciel serdeczny, zwraca mu na tę

38