Strona:Opętana przez djabła.djvu/58

Ta strona została przepisana.

W czasie obiadu nadeszła depesza:

„Proszę wyjść dziś o siódmej wieczór. Żałuję, że sama nie mogę. Przywiezie go niańka Gdyby w nocy spał niespokojnie, proszę się nie niepokoić: to z zębów. Z szacunkiem.
Oddana Państwu —
N. Zawidońska“.

Przeczytałem to, zagwizdałem:
— Ee, do djabła... Co to ma znaczyć: „z zębów“? Jeżeli u tego dziecka dopiero wyłażą zęby — no, to ładnie będziemy wyglądać! Będzie nam ryczał przez całą noc. Jaka szkoda, żeśmy nie wymienili pożądanego dla nas wieku dziecka! Myślałem, że będzie to chłopiec 8 — 10-cioletni lecz jeżeli to ma być latorośl roczna — no, to dziękuję za tę przyjemność...
— A widzisz! — z wyrzutem odezwała się żona — A tyś mu kupił łóżko prawie, że na dwa łokcie długości! Jakże go tam włożymy. Toż on wypadnie...
— Niech wypadnie! — oświadczyłem cynicznie — (doznałem już bowiem rozczarowania z powodu tego chłopca) Można go będzie postronkami przywiązać. Ale, jeśli to djable ma mi po nocach ryczeć...
Żona gniewnie błysnęła oczami.
— Ty ani za grosz nie masz serca! Nie troszcz się o niego... Jeżeli maleństwo zacznie płakać — to ja je uspokoję. Przytulę je do swych piersi i uśpię cichutko...

58