Strona:Opętana przez djabła.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

Tegoż wieczoru przekonałem się niezbicie, że matka Pawełka miała rację: maleństwo „chętniej zbliżało się do kobiet, niż do mężczyzn“... Kiedy bowiem udałem się po gorącą wodę do kuchni, to przedewszystkiem rzuciła mi się w oczy potężna postać Pawełka. Siedział, trzymając na kolanach naszą Nacię i, objąwszy jej stan rękami, na zabój obcałowywał jej szyję i piersi. Nacia zaś kuliła się pod jego pocałunkami, piszczała śmiała się...
A ty co tu robisz gałganie?!? — krzyknąłem wściekły. — Marsz stąd zaraz!
Ten wybałuszył oczy, klasnął w ręce i zaśmiał się:
— Patrzcie-no go! Cha — cha! I on tu jest!... Nie wiedziałem, nie wiedziałem, że wejdę panu w paradę...
— Czego nie wiedziałeś? — krzyknąłem.
— Żeś pan taki zazdrośny! I pomyśleć, że jest człowiek żonaty...
— Wynoś mi się stąd natychmiast i żebyś się ani ważył więcej tu wchodzić!
— Cha-cha-cha! Ach, cha-cha-cha!
Wieczorem tego dnia pisałem do jego matki:
„Pawełek jest zupełnie zdrów, ale tęskni za panią. Myśmy, wyznam szczerze, nie przypuszczali, że jest to takie maleństwo, inaczej nie wzięlibyśmy go do siebie... Bowiem, jak się pokazało to Pawełek jest jeszcze zupełnem niemowlęciem i w dodatku dopiero co odstawionem od piersi — (dziś rano przezemnie!). — Czy nie lepiejby było

65