— Nie w hotelu — ściskając ręce Pierekusałowa, odparł Bondarew. — Masz przecie żonę, dzieci, więc nie chciałbym cię sobą krępować. Przyjdź dziś wieczór na odczyt.
— Patrzcie go! On jeszcze zaprasza! Nie tylko, że bedę — ale i inni będą. Będzie inspektor szkół ludowych Chromow i Teodozy Iwanowicz Kohot, i członek rady Stamiakin! I żona Stawiakina też będzie. Przecudowne, powiadam ci stworzenie! Tutejsza królowa piękności! Poczekaj: zobaczysz ją — i odrazu się zakochasz! Jak pies! Wieczorem po odczycie wszyscy do mnie przyjdziecie. — Oblejemy uroczyście przyjazd — jak się to mówi — gwiazdy stołecznej! Ach, jak ja cię lubię i jak ja cię zawsze lubiłem, drogi mój ty Bondasiu.
— A tyś już... po obiedzie? — zapytał Bondarew.
— Bo co? Nie, bracie... tylko tak na drogę kropnąłem sobie kapeczkę, przed spotkaniem się z tobą. Jedźmy zatem do hotelu Riedkina. Tam spożyjemy dary boskie...
Wieczorem, na odczycie Bondarew widział w pierwszym rzędzie rozradowanego, uroczyście nastrojonego Pierekusałowa, obok niego czerwoną gębę jakiegoś tęgiego jegomościa, który jak się potem pokazało, był właścicielem nazwiska Kohot — a jeszcze dalej maleńkiego, wątłego Stamiakina z żoną, która w istocie była wyjątkowo piękną i bardzo interesującą kobietą.
Strona:Opętana przez djabła.djvu/72
Ta strona została przepisana.
72