Strona:Opętana przez djabła.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— On mnie znieważył, — rzucił Pierekusałow, ciężko sapiąc. — Zniewagi tego rodzaju domagają się rozwiązania na jednej tylko drodze! Spodziewam się jednak, że to nie na serjo?
— Coo? Ty może myślisz, że jeżeli my mieszkamy w jakimś tam niedźwiedzim, zapadłym kącie, to zaraz i sprawy honorowe załatwiamy po niedźwiedziemu? Pięścią w gębę, albo pokazaniem sobie nawzajem języka? O, nie, bracie! Ja może i nawet zapleśniałem w tej głuszy, ale postawić swe życie na kartę — gdy honor zadraśnięty — zswsze jeszcze potrafię!
W oczach Pierekusałowa zaświeciło się, błysnęło coś nowego, coś pięknego i niezwykłego. Bondarew z szacunkiem patrzał na niego.
— Spodziewam się, że nie odmówisz mi być świadkiem z mojej strony.
Bondarew położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
— Naturalnie. Urządzę sam wszystko. Ale, powiedz, proszę cię... czem cię ten pan tak znów obraził... Może to wszystko głupstwo?
— Głupstwo? Nie, bracie, nie głupstwo! Wcale nie głupstwo! Nie głupstwo, literacie! Nie mogę ci powiedzieć, czem obraził — zbyt mi to jeszcze ciąży — w każdym razie, nie głupstwo!
— Dobrze — rzekł poważnie Bondarew. — A zatem: postanowione. Jutro przyjadę do ciebie i zakomunikuję szczegóły
Goście poczęli zabierać się do domu.

78