Strona:Opętana przez djabła.djvu/80

Ta strona została przepisana.

Wzięła rękę Bondarewa, podniosła ją do ust i pocałowała dwa razy.
— Jutro będę u ciebie — rzekł Bondarew. — I jutro wezmę cię z sobą. Pojedziesz zemną?
— Jam twoja!

IV.

Obudziwszy się nad ranem, Bondarew długo leżał w łóżku i medytował.
— I pomyśleć tylko — rzekł — że pośród tysięcy zarzuconych, opuszczonych punktów na nie zmierzonej Rosji — jest jeden; mikroskopijne miasteczko Płoszkin. A jednak ludzie tam — chociażby nie wiem jak miało się to wydać dziwnem — zupełnie inni i żyją wcale nie po prowincjonalnemu!
Pierwszego zaraz wieczora spotkałem i naiwnego fanatyka, wielbiciela literatury, mojego entuzjastycznego czciciela, i odważną, o niezwykłem sercu kobietę i człowieka, zdolnego zaryzykywać życie dla honoru... I wszystko to w takiej mieścinie! Jakież to piękne, jakież dziwne!...
Ubrał się, ułożył do niewielkiego sakwojażu swe rzeczy i, wyrównawszy rachunek, wyszedł na ulicę.
— Dorożkarz! Czy znasz pan inspektora szkolnego, pana Chromowa? Znasz? To zawieź mnie pan do niego!
Inspektora nie było w domu. Na spotkanie Bondarewa wyszła żona pana inspektora, w ciąży, i wylękniona, poczęła mu się przyglądać ze zdumieniem.

80