— Sprawia mi to niewymowną boleść, pułkowniku, obowiązek jednak nakazuje mi...
— Co takiego? spytało dziecko.
— Muszę go stąd wyprowadzić, żałuję bardzo...
— Wyprowadzić? Dokąd? Ja nie chcę tego. Mama leży chora, więc przyszłam po tatusia.
Powiedziawszy to wdrapała się zwinnie na plecy ojca, oplatając rączkami jego szyję.
— No, chodźmy już tatusiu.
Pułkownik z rozpaczą spojrzał na Abby.
— Moje biedne dziecko, ja nie mogę iść z tobą — szepnął głucho.
Dziecko zesunęło się z ramion ojca, podbiegło do oficera i, tupiąc nóżką, krzyknęło z oburzeniem:
— Ależ ja wam mówię, że mamusia jest chora. Pozwólcie iść ze mną tatusiowi. Ja chcę tego!
Widząc, że rozkaz jej nie skutkuje, Abby szybko udała się do drugiego pokoju, skąd po chwili powróciła, prowadząc za rękę Cromwella.
Na widok generała ucichł gwar rozmów. Oficerowie salutowali, żołnierze prezentowali broń.
— Powstrzymaj ich, Panie! Moja mama jest chora, ja przyszłam po mojego tatusia, a oni chcą go uprowadzić!
Słysząc te słowa, Cromwell zawołał:
— Więc on jest twoim ojcem?
— Naturalnie, że to mój tatuś, to też dlatego dałam mu najpiękniejszą czerwoną gałkę. O! żeby pan wiedział, jak ja bardzo kocham mojego tatusia!
Co począć, mój Boże, co począć?!
Strona:Opowiadania i humoreski Marka Twaina.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.