Dosyć nam już Polskę marzyć,
Trzeba się odważyć,
Na marzenia próżne słowa,
Ludzka krew się zpsowa.
Tak to myślał Marcin sobie,
W cudny letni dzionek,
Na Krakusa cichym grobie,
Patrząc z nad Krzemionek.
Jeszcze dzieckiem w cicho lato,
Ręce w górę wznaszał,
I czapeczką wiał rogatą,
Jakby braci spraszał.
Do mnie, do mnie bracia mili,
Daléj, śmiało daléj,
Do mnie bracia, będziem bili
Niemców i Moskali.
Będziemż latać za konikiem,
I gonić Tatara,
A z Moskalem siedzieć dzikim,
I słuchać się cara?
Będziemż śpiewać: Wanda leży,
A czcić ród zdradziecki,
I musztrować się w odzieży
Moskiewskiéj, niemieckiéj?
Wszakć nas liczą na miljony,
Ludu co w łzach mięknie,
Niechże raz już hukną dzwony
I kosa zabrzęknie.
Ale głosu nikt nie słuchał
Marcina dzieciny,
Wietrzyk słówka precz rozdmuchał,
Jak te puchy z trzciny.
Strona:Opowiadanie mazowieckiego lirnika - Marcin Borelowski Lelewel.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.