Już zdala widać było domek szlachcica, już bielał komin nad nim, i czerniało gniazdo bocianie, i szarzały stodoły i gumna, i połyskiwała sadzawka, po której pływały gęsi i kaczki. Twardowskiemu okropnie, smutno biło w piersiach serce, naglił konia, chciał skoczyć od razu w dziedziniec, modlił się i płakał, i niespokojny był jak tam w domu zastanie żonę... Osiem miesięcy kończyło się od jego wyjazdu.
Upatrywał i przyglądał się, czyli czego nie zobaczy, coby go uprzedziło o żonie, o domu, jakiego znaku, jakiego człowieka... Ale w oparkanionym dziedzińcu tak było spokojnie! ani żywej duszy dokoła... Drżącemu z niecierpliwości zdawało się, że koń wlecze się, jakby ochromiał. Coraz bardziej chwytała go nieopisana niespokojność, pot lał się z czoła, czuł gorąco
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/019
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ II.
Co zastał w domu ojciec Twardowskiego.