Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/046

Ta strona została skorygowana.

rzucił, wodą pokropił i jął wołać zaklęcia językiem złożonym z odłamków wszystkich języków umarłych i żywych, i które wiatr niósł na cztery rogi świata.
— Duchu czarny! — wołał — oto człowiek chce ci duszę swoją zaprzedać. Przybywaj i przynieś z sobą całą potęgę, jaką masz.
Kiedy tych ostatnich słów domawiał, czerwonem światłem oświecona postać stanęła przed kołem i Twardowski usłyszał głos jej chrapliwy i szyderski:
— Chcąc się dyabłu oddać, na cóż było święconej kredy i wody używać i tak się od niego odgradzać?
— Bo nie chcę, żeby mnie darmo jak dziecię pochwycił — odpowiedział mistrz — i wiem, z kim mam do czynienia. Ty jesteś posłaniec piekielny?
— Ja, mistrzu. Mów, czego chcesz ode mnie?
— Czego chcę? Żebyś mnie uczynił na ziemi mędrszym od mędrców i od wszystkich silnych nauką silniejszym; żebym znał świat, wszystkie jego tajemnice, przeszłość i przeznaczenie, i siły rzeczy i siły istot, żebym był najmądrzejszym z mędrców, żebym był sławniejszym od najsławniejszych, wyższym od najwyższych.
— Wiele pragniesz, mistrzu — odparł szatan. — A cóż dajesz za to?