Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/062

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VIII.
Jako król przysyłał do mistrza.

Pewnego wieczora siedział mistrz w komnacie swojej i dumał o owym pakcie z dyabłem. Słońce zaszło już było i tylko krwawy odblask padał na ściany pracowni, na stosy ksiąg wielkich, czaszkę trupią, kości wielkoludów, mumię i wypchanego krokodyla, który na sznurku zwieszał się od pułapu. Nagle u drzwi wchodowych dał się słyszeć szelest jakiś i drgnęła klamka, potem uchyliły się drzwi, ktoś wszedł. Twardowski spojrzał tylko i bez podziwienia, bez ciekawości, uśmiechnął się z lekka, ale tak rozkosznie, jakby mu się raj otwierał. A jednak przychodzień niczem się takiem nie odznaczał, coby wielki jakiś wypadek wróżyć mogło. Stała tylko u progu postać jakaś ciemną opończą osłoniona, w ciemnych butach z długimi nosami, a z pod jej okrycia wyglądała pochew szpady. Na piersiach błyskał