— Być to wszystko może, mistrzu — odpowiedział dworzanin pokorniejszy co chwila — i wy to zapewne lepiej wiecie, niż ja, co i jak być może i być musi.
— Ja — ja się tylko tak domyślam i rachuję — rzekł Twardowski. — Są rzeczy, których nie wiem i nie widzę, bo nie chcę ich widzieć i umyślnie oczy odwracam. Przyszłość Króla Jego Mości jest właśnie jednym z tych przedmiotów, których nie chcę i nie śmiem badać.
— Cóż więc będzie?
— Prawdziwie, w tej chwili odpowiedzieć wam nie mogę. Potrzebuję namysłu, trzy dni przynajmniej. Po trzech dniach, w tejże co dziś porze przyjdź do mnie.
— Pozwolisz jednak, mistrzu, abym nie odkładając, dziś ci powiedział, co król ofiaruje ci, jeśli się podejmiesz, czego żąda.
— Ciekawy jestem bardzo — mimowolnie zawołał mistrz. — Zaiste nie domyślam się nagrody.
— Król Jego Mość nie sądzi, aby wam to potrafił nagrodzić, chce tylko zostawić pamiątkę, a tą będzie łańcuch złoty wagi trzechset florenów, bogaty pierścień i szuba z przednich soboli, jedna z tych, które ostatni poseł cara przywiózł w podarunku, i których piękności wszyscy się
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.