umiarkowane i bez ujmy godności pańskiej. Król tak bardzo kochał żonę i tak mocno pragnie choćby cień jej widzieć raz jeszcze!
— Pierwszy mój warunek — rzekł Twardowski — aby Jego Królewska Mość, gdy cień nieboszczki królowej przywołany zostanie, nie przemówił do niego ani słowa, ani się pożądał zbliżyć, ani poruszył, ani krzyknął. Powtóre, aby nikt obrzędowi wywołania ducha nie był przytomny, prócz nas trzech: króla, mnie i waszmości. Potrzecie, aby mi żadnej nie ofiarowano nagrody.
— Mogę zaręczyć — odpowiedział dworzanin, z podziwieniem wysłuchawszy końca, iż Król Jego Mość przyjmie podane warunki. Lecz co
się tyczy nagrody, waszmość unosisz się niepotrzebnie; mógłbyś przy tej okoliczności wielce skorzystać. Rozmyśl się, mistrzu, nie chceszże
nic więcej?
— Nic więcej — odpowiedział Twardowski z lekkim szyderskim uśmiechem.
Obaj zamilkli. Dworzanin z podziwienia, Twardowski zwycięsko się nasycając okazaną tak wielką bezinteresownością. Nareszcie przybyły zakręcił się i wyszedł, śpiesząc z wiadomością do zamku. Nie upłynęło dwie godziny, gdy nazad powrócił znowu do mistrza z żądaniem, aby natychmiast udał się za nim, i uwiadomieniem, że król na wszystko się zgadza. Twardowski już był
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/069
Ta strona została skorygowana.