Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/081

Ta strona została skorygowana.

— Pamiątka? — spytał poważnie, z uśmiechem nieco wzgardliwym Twardowski. — Jeśli tylko pamiątka, przyjmuję, jeśli się ma zwać nagrodą — nie chcę jej. Lecz cóż mi tam prawisz o wyjeździe?
— Taka jest wola królewska, życzenie jego, abyś waszmość wyjechał niezwłocznie. Cały dwór, całe miasto wie o wypadku tej nocy. Ciekawi dworscy podsłuchali u drzwi i słyszeli, gdy król zawołał: "Barbaro!" widziano cienie jakieś błąkające się po krużgankach, w sali został swąd trupi nieznośny. Posądzają króla o czary, ciebie o czarowanie go umyślne i naprowadzenie na to, aby się z pomocą dyabła (tu splunął i przeżegnał się dworzanin) znosił z umarłymi. Do jutra rana wieści te bardziej jeszcze, głośniej daleko rozejdą się po mieście. Na co masz tego czekać? Jedź, nie pokazuj się tu i dozwól ludziom zapomnieć przynajmniej o tem. Jeśli ci nie chodzi o siebie, szanuj w tem wolę króla i jego spokojność. Gdy cię tu nie ujrzą, pogłoski ustaną, łatwo będzie zadać fałsz rozsiewającym je, nikt im nie da wiary.
Twardowski, potrząsając głową, odpowiedział:
— Myśliszże waszmość, iż mnie jak pierwszą z brzegu bezzębną babę, co lata na łopacie, można dowoli wezwać, a potem wypchnąć za drzwi kolanem? Alboś ten, co wyzwał ducha ze świata lepszego, nie potrafi człowieka wywołać z tego świata na inny?