Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/082

Ta strona została skorygowana.

Dworzanin trząść się począł i blednąć.
— Ależ mistrzu — odpowiedział prędko — za cóżbyś się miał mścić, i co cię mogło w tem obrazić? Idzie tu o twoją spokojność, o twoją sławę.
— O moją!! Ho! moja się niczego nie lęka: głupiemu ludowi zamknę gębę, gdy zechcę, i oczy byle czem zamydlę — bądź spokojny.
— Nie sądź tak waszmość — odrzekł jeszcze pośpieszniej dworzanin. — Nie sam głupi lud, jak go zowiesz, będzie na czary około króla odbyte wrzeszczał. Dowiedzą się łatwo panowie radni i senatorowie, a co gorsza biskupi, wezmą cię, jak którego z tych księży, których prześladują, i proces ci wytoczą, a proces taki może na stos poprowadzić.
— Alboż ja, myślisz waszmość, dam się wziąć i dam się sądzić?
— Nie — i właśnie dlatego mówię waszmości od króla: wyjeżdżajcie rychło z Krakowa.
Twardowski się zamyślił.
— Król mi to rozkazuje?
— Król ci to rozkazuje, ja radzę.
— Król rozkazuje!... rozkazuje! — powtarzał uśmiechając się Twardowski — czyż nie większą ja mam władzę od niego, kiedy on mojej potrzebował pomocy?
Dworzanin umilkł, niespokojny, a po chwili, napróżno stanowczej czekając odpowiedzi, rzekł: