chać było rozmowę wszystkich stworzeń, którą mistrz jeden rozumiał.
Spotkała go kukułka, ulubiona wieśniakom prorokini, i mówiła mu:
— Dobry wieczór ci, mistrzu, dobry wieczór! Dokąd to się tak śpieszysz? Po co jedziesz? Na co tobie ta ciekawość, po ciekawości smutek? Jedź, jedź: za kalinowym mostem, za trzema stogami, za trzema mogiłami i trzema krzyżami znajdziesz, czego szukasz, choć nie znajdziesz, czego szukałeś.
Poleciała kukułka.
Gonił mistrza nietoperz i witał go, trzepocząc skórzanemi skrzydłami:
— Nie poznałeś mnie, mistrzu? Jam ci to jest, który wiszę nad twojem okienkiem w Krakowie i skrzydłami memi od czarów cię zasłaniam. Uwolniłem się przecie choć na chwilę, polecę do czarownic na Łysą górę.
Poleciał naprzód i zniknął w ciemnościach.
Świergotały wróble, a mistrz je rozumiał, jak mówiły do siebie:
— Polecim do stodoły bogacza, wyskubiemy kłosy, wypijem mu w polu, co znajdziem, musi choć mimowoli dać jałmużnę.
Skrzeczała sroczka na płocie:
— Jadą goście, jadą goście! Jedzie pan na czarnym wozie, a na nim biały krzyż, a w wozie koni cztery, towarzyszą mu księża! Gotujcie się
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/102
Ta strona została skorygowana.